Obiecałam, że napiszę, skąd się wzięła u nas Beza, tak więc z małym opóźnieniem obietnicę swą spełniam.
2 Maja, wieczór siedzimy na grillu. Dzwoni kolega, że kot potrzebuje pilnie pomocy i czy mogę podjechać, oczywiście, że podjadę, choć za kotami wtedy jeszcze szczególnie nie przepadałam (teraz dzięki Bezie złapałam kociego bakcyla)... jeżeli jakieś zwierze potrzebuje pomocy to, zawsze może liczyć na nas, nie ważne czy to kot, czy pies
zawsze, jeżeli możemy, to pomagamy.
Jestem na miejscu, wchodzę do mieszkania i moim oczom ukazuje się maleństwo niby dwumiesięczne z opisu ludzi, od których została zabrana. Pojechaliśmy z powrotem na działkę, ale kot był tak słaby szybka decyzja, jedziemy do weta, gdy została zważona, okazało się, że waży tylko 200g p. Doktor mówiła, że to aż niemożliwe, aby kot dwumiesięczny tyle ważył. Beze prawdopodobnie musiała odrzucić matka, była słabsza nie miała tyle siły, aby dopchać się sama do cyca. Ludzie, u których była wraz z rodzeństwem mieli to totalnie gdzieś, nie widzieli tego, że coś jest nie tak. Kotka trafiła do nas w ostatnim momencie, była totalnie zagłodzona same kości i skóra coś strasznego. Na początku myślałam, aby oddać ją w ręce kogoś bardziej doświadczonego. Ja nie miałam jeszcze wtedy pojęcia jak zaopiekować się taką małą kociną, poza tym mamy psy, psy, które nie miały nigdy kontakt z kotem. Długo nie musiałam namawiać Łukasza, zapadła decyzja, że kotem zajmiemy się sami. Łukasz oczywiście podkreślił, że jak tylko dojdzie do siebie, to znajdziemy jej domek, oczywiście przytaknęłam, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Beza tak mnie w sobie rozkocha.
Beza przez cały maj codziennie była karmiona co trzy godziny w nocy też, plus do tego po karmieniu musiała mieć masowany brzuszek, aby mogła się wypróżnić. Zajmowaliśmy się nią na zmiany, choć w większości to na mnie spoczywała odpowiedzialność... To był ciężki miesiąc. Do pracy codziennie chodziłam niewyspana, a znalezienie czasu na spotkanie ze znajomymi graniczyło z cudem.
Dla tego kota przeorganizowaliśmy swoje życie, ja musiałam przeprowadzić się do Łukasza, ponieważ on ma większe mieszkanie, w mojej kawalerce nie dałabym rady oddzielić kota od psów. Zanim psy poznały Bezę, minął jakiś czas. Najpierw wymienialiśmy tylko posłania, aby zwierzaki zapoznały się poprzez zapach.
Pierwszy, który poznał Bezę był Szermaś, który w Bezie zakochał się od pierwszego wejrzenia, można się było tego po nim spodziewać, ten pies kocha wszystko i wszystkich dosłownie. Beza żadnego z psów się nie bała, wręcz bigła aby się przywitać.
Bardzo szybko się zaprzyjaźnili, Szermaś zaczął pomagać nam, tak pomagać w opiece nad Bezą, kiedy tylko się kładł, ona się do niego wtulała. Łukasz wpadł na pomysł, aby smarować brzuszek kota jedzeniem, abyśmy my nie musieli masować, Szermaś robił, to za nas w taki sposób Beza zaczęła się szybciej wypróżniać.
Druga, która poznała Bezę była Freja, która na jej widok uciekła, Freja bała się Bezy. Powoli, małymi kroczkami jakoś się przekonała, że kot to nic strasznego i go zaakceptowała.
Trzecia i najgorsza była Lusi, która na widok kotka dostawała szału, w kota wpatrywała się w tak chory sposób, że aż mnie to przerażało. Nie wiedzieliśmy, czego możemy się po niej spodziewać. Raz zachowywała się ok, ale jeden ruch kota i ta od razu sapała jakby, chciała go zjeść. Z Lusi musieliśmy wypracować odwracanie uwagi od kota, bo gdy tylko kot znajdował się w tym samym pomieszczeniu co Lusi to mógłbyś postawić przed nią miskę z jedzeniem a ona i tak by ją olała, bo tak była nakręcona na kota, gdzie normalnie Lusi to jedzenie kocha i pochłonie zawsze i niestety wszędzie w każdej ilości ot taki żarłok. Długo nam zajęła praca z Lusi powoli i małymi kroczkami oraz różnymi smaczkami udawało nam się odwracać uwagę. Lusi musiała zakumać, że kot to coś normalnego.
Po dwóch tygodniach Beza mogła już maszerować razem w pełni zaakceptowana przez nasze stado. W końcu mogliśmy odetchnąć z ulgą. Beza tyła z dnia na dzień, codziennie notowałam w kalendarzyku jej wagę, rosła i rozwijała się ok. Psy ją zaakceptowały a w moim serce rosła miłość, bo widziałam, jak ten kot się zmienia i jak dobrze czuje się w naszym stadzie, podobało jej się, tyle merdających ogonów do łapania. Psom totalnie nie przeszkadzały zaczepki Bezy, na początku bardzo pilnowaliśmy, aby tej kruszynce nie stała się przypadkowo krzywda. Dodam jeszcze, że pomimo tego, że stado się super dogadywało, na wyjścia z domu i tak rozdzielaliśmy kota od psów, aby właśnie przez przypadek nie zrobili jej krzywdy.
Na początku Beza była Berylem p. Doktor była przekonana, że to kot dopiero półtora miesiąca później okazało się, że to koteczka. Ciężko było się odzwyczaić od Berylka, najpierw miała właśnie zostać Berylką, ale później rosła i tyła coraz bardziej, aż właśnie stała się Bezą.
Nigdy też jakoś o tym nie wspominałam, ale chyba nie było okazji. Mam straszną alergię na psy i koty.
Psy w moim domu były od zawsze, zresztą nawet jak nie było przez jakiś czas psa, to jeździłam do schroniska na wolontariat, a miałam wtedy zaledwie lat 13-14. Tak więc moja alergia do psów jest już teraz znikoma, organizm się przyzwyczaił.
Jedak, kiedy w domu pojawił się kot duszności i alergia powróciły ze zdwojoną siłą, nigdy przenigdy nie miałam tak silnych ataków. Wiem, że z powodu alergii ludzie bardzo często oddają swoje zwierzęta. Ja nie miałam takiego zamiaru. Zaczęłam walkę, pod opieką alergologa jestem od kilkunastu lat, poszłam poprosić o dodatkowe leki, inhalacje musiałam robić 2-4 razy dziennie a tabletki na alergie, choć powinnam brać raz dziennie, brałam trzy + do tego piłam wapno. Udało mi się nad tym zapanować. Ostatni atak alergii nie pamiętam, kiedy miałam, inhalacje robię tylko rano i wieczorem. Na kolejnej wizycie będę rozmawiała z alergologiem o odczuleniu. Piszę to właśnie dlatego, aby uświadomić ludziom, że można i wcale nie trzeba oddawać z powodu alergii swojego pupila.
Kiedy małymi krokami okazało się, że walkę z alergią zaczynam wygrywać, postanowiłam oznajmić Łukaszowi, że wcale nie zamierzam oddać Bezy, ta mała kruszynka rozkochała mnie w sobie niesamowicie.
Tak więc mieszkamy sobie teraz w szóstkę i jest mega wesoło.
Wiemy, że polubiliście naszą Bezunie i z tego miejsca zapraszamy Was na fanpage naszej kotki -----> KLIK <-----
Dodam tylko, że pseudohodowla z której pochodzi Beza przestała istnieć, a wszystkie kotki znalazły domki.
Czytaj dalej »